Podobne certyfikaty mają pufy (pokazywane w zeszłym roku na targach mebli w Mediolanie) wydziergane przez nią na metrowych drutach. Założona przez Meindertsmę firma Flock realizuje najważniejsze założenia slow designu: szacunek dla środowiska, bezpośredni kontakt z dostawcą surowca, pracochłonne ręczne wykonanie. Niektórzy próbują spowolnić coś, co jest symbolem naszej szybkiej kultury - pocztę elektroniczną. Programista Julian Bleecker stworzył interfejs do poczty elektronicznej, dzięki któremu czas otwierania e-maila zależy od tego, jak długo był pisany, przez kogo i gdzie. Bleecker nie liczy na to, że jego urządzenie wejdzie do produkcji, wymyślił je jako znak sprzeciwu wobec odhumanizowanych, powierzchownych form komunikacji. Islandka Thorunn Arnadottir spróbowała zwolnić sam czas. Skonstruowała zegar, w którym czas odmierzają paciorki nawleczone na metalowy dysk. Tyle że przemieszczają się nie co minuta, tylko co pięć minut.
Coraz częściej niedzielę poświęca się zakupom, odrabianiu zaległości w pracy, nauce. Jeśli odpoczynek, to przed telewizorem lub komputerem. O powrót do powolnych niedziel walczy brytyjski magazyn 'The Resurgence', wydawane od 42 lat pismo o ochronie środowiska. Redaktor naczelny, pochodzący z Indii były mnich Satish Kumar, uważa, że spowolnienie tempa życia wymaga naszego wspólnego wysiłku. Żeby niedziela była powolna, trzeba zrezygnować z jazdy samochodem, kupowania, surfowania po internecie, oglądania telewizji i grania w gry komputerowe. Jako alternatywę Kumar proponuje np. wspólne pieczenia chleba. - Dzisiaj nie chodzi o to, żeby zrobić coś dobrze, tylko szybko - zauważa. - A robienie czegoś dobrze daje więcej satysfakcji. Umiejętność czekania to sztuka. Posiedzenia rządu powinny zaczynać się od pięciu minut ciszy. Jeśli spotkanie zacznie się w refleksyjnym nastroju, obrady będą miały o wiele wyższą jakość.Do tej ostatniej rady stosuje się Stowarzyszenie na rzecz Spowolnienia Czasu (Verein zur Verzögerung der Zeit) skupiające aktywistów ruchu Slow z krajów niemieckojęzycznych. Od kilku lat spotykają się na sympozjach w austriackim Wagram, na których np. uczyli się, jak przez dziesięć minut nie robić absolutnie nic. Nie medytować, nie odpoczywać, nie zbierać myśli. Swoim nastawieniem chcą zarazić innych. Podczas olimpiady apelowali do jury, żeby przyznawało nagrody sportowcom z najgorszym czasem. Wychodzą też na ulice. W centrach miast mierzą radarem tempo marszu przechodniów. Od tych, którzy przekroczyli prędkość 37 sekund na 50 metrów, żądają wyjaśnień. Zwykle ludzie nie mają pojęcia, dlaczego właściwie tak się spieszą. Muszą wtedy zapłacić mandat - przejść 50 metrów z żółwiem marionetką. Spacer jest tak przyjemny, że wielu ukaranych wraca, żeby go powtórzyć.
Zmienia się filozofia podróżowania. Organizacja Slow Travel nawołuje do porzucenia masowej turystyki typu pięć stolic w cztery dni. Jakie są zasady powolnego podróżowania? Pozostań w jednym miejscu na co najmniej tydzień, rozmawiaj z miejscowymi, staraj się poznać obyczaje. Radykałowie przeciwstawiają się lataniu samolotami. Podróżowanie bez pośpiechu zyskuje popularność nie tylko ze względu na ideologię, ale i na niższe koszty. Jego sympatycy mogą już korzystać ze specjalnych przewodników, m.in. 'Go Slow England' Alastaira Sawdaya.
Ruch Slow zaczął się ponad 20 lat temu od jedzenia. W 1986 roku w sercu Rzymu, przy Schodach Hiszpańskich, miał zostać otwarty pierwszy McDonald. Dziennikarz radiowy i smakosz Carlo Petrini w proteście przeciwko amerykańskiej sieci założył Slow Food, organizację stojącą na straży regionalnych potraw i smaków zagrożonych wyginięciem. Trzy lata później ruch wyszedł poza Włochy - delegaci z 15 krajów podpisali w Paryżu Manifest Międzynarodowego Ruchu dla Ochrony Prawa do Przyjemności. Skromne początki to już prehistoria, ruch Slow Food liczy dziś 80 tys. członków ze stu krajów. Mają własne restauracje, sklepy, uczelnię i wydawnictwo. Co roku dziesiątki tysięcy smakoszy spotyka się w październiku na Salonie Smaku w Turynie, wielkich targach regionalnej żywności. Slow Food stał się marką rozpoznawalną na całym świecie i prestiżową. Logo ślimaka to marzenie wielu producentów żywności - w Polsce może się nim pochwalić między innymi oscypek.
Ruch Slow Food spotyka się też z krytyką. Niektórzy postrzegają go jako stowarzyszenie bogatych snobów rozkoszujących się najdroższymi gatunkami sera. Choć brzmi to paradoksalnie, smakosz Petrini nawołuje do umiaru: 'Jedzenie nie może być tanie - mówi. - Musimy się przygotować na to, że będziemy płacić więcej za jakość. Powinniśmy jeść mniej, ale za to lepiej. Problemy z otyłością biorą się stąd, że ludzie tego nie rozumieją'. Identyczne zasady odnoszą się do Slow Fashion, czyli powolnej mody - kupujmy mniej ubrań, za to wyprodukowanych etycznie i lepszej jakości. Dziś Petrini jest medialną gwiazdą, charyzmatycznym liderem porównywanym do Ala Gore'a albo Baracka Obamy.
Dlaczego najszybciej żyjące narody są też najgrubsze? Czy zadbam o własne dziecko, czytając mu na dobranoc jednominutowe bajki? Czy mam szansę na znalezienie miłości podczas ekspresowej randki? Carl Honoré, kanadyjski korespondent prasowy mieszkający w Londynie, pewnego dnia zadał sobie podobne pytania. Był fanatykiem prędkości. W końcu zrozumiał, że nie tędy droga. Jego książka 'Pochwała powolności. Jak światowy ruch sprzeciwia się kultowi szybkości' ('In Praise of Slow: How a Worldwide Movement Is Challenging the Cult of Speed') przetłumaczona na 30 języków stała się czymś w rodzaju biblii Slow Movement. - Kiedyś hasło 'zwolnij' głosili tylko hipisi. Dziś młodzi profesjonaliści na całym świecie mają już dość presji pośpiechu i życia w nieustannym biegu - mówi Honoré. W swojej książce opisuje, jak możemy zwolnić (od uprawiania tantrycznego seksu, przez gotowanie posiłków w domu, po czytanie dzieciom bajek) i dlaczego powinniśmy. Autor przywraca do łask oczywiste, zdawałoby się, przyjemności życia. Najzabawniejsze jest to, że książka zyskała rozgłos w środowiskach, które o taką sympatię trudno byłoby podejrzewać. Jeden z menedżerów w IBM wezwał pracowników do rzadszego używania e-maili (dwa razy dziennie, a nie co trzy minuty!). Do kupna Volkswagena Beetle w Japonii zachęcało hasło 'Go Slow', a dla jednego z modeli Audi wymyślono slogan 'The Slowest Car We've Ever Built' ('Najwolniejszy samochód, jaki kiedykolwiek zbudowaliśmy').
'Nie poganiaj mnie, jestem z Norfolk' - takie znaczki parę lat temu nosili mieszkańcy tego hrabstwa, jednego z pierwszych w Anglii, które wstąpiły do organizacji Cittaslow. Dziś międzynarodowa sieć Cittaslow skupia kilkadziesiąt ośrodków z 14 krajów, m.in. Włoch, Anglii, Norwegii, Australii, Korei Południowej, Niemiec i Polski. Podobnie jak Slow Food także ten ruch narodził się we Włoszech. W 1999 roku burmistrzowie kilku włoskich miasteczek postanowili bronić jakości życia i lokalnego kolorytu swoich miast, tak jak dziesięć lat wcześniej Carlo Petrini bronił jakości jedzenia. O tytuł Cittaslow może starać się miasto, które ma nie więcej niż 50 tys. mieszkańców, za to może się pochwalić cennymi zabytkami, unikatową lokalną kuchnią i rzemiosłem. Musi też spełniać 55 wymienionych w manifeście kryteriów dotyczących ochrony środowiska, przyjaznej ludziom przestrzeni miejskiej, wspierania tradycyjnego rzemiosła i oczywiście lokalnych produktów. Idealne powolne miasteczko to takie, w którym ulice zamknięte są dla samochodów, nie ma w nim supermarketów, sieciowych sklepów ani fast foodów, śmieci są segregowane, niepełnosprawni mogą wszędzie dotrzeć, a lokalne produkty są chronione. Od 2007 roku pierwszym polskim powolnym miastem jest Reszel, po nim do sieci przystąpiły kolejne trzy: Lidzbark Warmiński, Biskupiec i Bisztynek. Wjeżdżających do tych czterech miast województwa warmińsko--mazurskiego wita dziś logo ślimaka.
Julia Pańków, Wysokie Obcasy/Gazeta Wyborcza