<H3>SLOW FOOD Polska:</H3>
  Będzie się działo
 
22-23 czerwca Czas Dobrego sera i wina na Rynku w Lublinie
dodano: 2019-06-06

 kolacje, warsztaty, spotkania, producenci 

    więcej >>
 
  Slowfoodowe przepisy
 
Gęś domowa
dodano: 2012-11-23
Wojciech Modest Amaro – Atelier Amaro, Warszawa
    więcej >>
 
 
 
  Wiadomości
 
Smardzowanie na Słowacji
dodano: 2007-11-23
Majowe "Smardzowanie" w słowackiej Brezowicy na długie lata nie da się wymazać z naszej pamięci, a wszystko za sprawą niesamowitej wiedzy i serdeczności Wieśka Kamińskiego (Zenit) ze Stowarzyszenia "Darz Grzyb", który podbił serca wszystkich uczestników tej eskapady.

Najpierw nieco statystyki. W brezowickim Smardzowaniu 2007 wzięło udział 86 osób. Najmłodszy uczestnik miał 8 miesięcy. Węgry reprezentowało 27 osób, zaś Polskę 23 osoby z Krakowa, po 5 z Gdańska i Chełmka, 4 z Żarowa, 3 z Ryczowa, po 2 z Kątów Wrocławskich, Bydgoszczy, Kóz, Warszawy, Kielc, Jerzmanowic i woj. podkapackiego oraz po 1 z Austrii, Wrocławia, Łodzi, Magicznej Kotlinki, Gliwic i Krzeszowic. Odwiedził nas też gość, który pomylił imprezy.

W porze obiadowej uczestnicy zaczęli się zjeżdżać tłumnie. Do samego wieczora witaliśmy kolejnych gości. Po kolacji nastąpiło oficjalne otwarcie smardzowania i prezentacja Zenita dotycząca grzybów wiosennych. Prezentacja okraszona była szerokim komentarzem, tłumaczonym na bieżąco przez Marikę z Węgier. Po prezentacji zintegrowaliśmy się z Węgrami przy grillu, winie, śpiewie i tańcu. Bawiliśmy się znakomicie do późna. Wito grał, utworzyły się dwa całkiem niezłe chórki, co jakiś czas aktywowała się tancgrupa.

W sobotę powitał nas deszcz. Lało równo i gęsto; wyglądało jakby nie miało przestać przez najbliższy tydzień. Węgrzy, slowfoodowcy, gdańszczanie i kilku innych zapaleńców, postanowili iść na smardze bez względu na pogodę. Większa grupa ruszyła z Zenitem, druga (mniejsza) grupa pół godziny później ze mną. Po drodze jakoś tak się porobiło, że Polacy z naszej grupy się zgubili. Później okazało się, że Wito poprowadził ich na nosa i znaleźli trochę smardzów. Węgrzy przeczesali brzegi potoku na sporej przestrzeni z niewielkim skutkiem. Znaleźli stanowisko smardzówki czeskiej i krążkówki żyłkowanej. Znaleźli też trochę czarek i kilka nadrzewnych. Wszystko przydało się na wystawie. Nikt nie żałował decyzji ruszenia się w plener, bo deszcz przestał padać po godzinie i w sumie było bardzo przyjemnie. Węgrzy są takimi samymi grzybofotomaniakami jak my. Po powrocie w milczeniu (nie wiadomo czemu, ale każdy tracił głos na dłuższą chwilę) oglądaliśmy smardze-smoki przyniesione przez Rikarda. Kiedy już odzyskaliśmy mowę, padła decyzja, żeby zrobić z nich sos do spaghetti dla wszystkich. Tak też się stało. Wszystkie zbiory - w sumie ponad 200 pięknych smardzów (grupy Zenita, grupy Wita i Rikarda) posłużyły jako surowiec do przepysznego sosiku. Tylko jeden smok ze zbioru Rikarda został uratowany – Węgrzy wzięli go do badania.

Program popołudniowy był bogaty, najpierw oficjalne ogłoszenie wyników i wręczenie nagród konkursu fotograficznego, a potem wirtualna podróż wokół Ameryki Południowej – prezentacja Wita. Kolejnym punktem programu była degustacja potrawy ze smardzami przygotowanej po mistrzowsku pod kierunkiem Prezesa Slowfoodu. Po degustacji już na pełnym luzie wieczór przy grillu, tańcach, śpiewie.

Niedziela to już czas odjazdów. Ekipy z najdalszych okolic wyruszyły wczesnym rankiem, grubo przed śniadaniem, kiedy większość smardzowników przewracała się na drugi bok. Parę minut po śniadaniu odjechali Węgrzy. Ci, którzy mieli bliżej do domu organizowali sobie czas we własnym zakresie. Po zdemontowaniu wystawy fotograficznej, spakowaniu zdjęć i innych wystawowych akcesoriów odjechały ekipy z Chełmka i Ryczowa. Zrobiło się pustawo. Część poszła jeszcze na krótkie wycieczki w plener. Kilkoro z pozostałych miało jeszcze ochotę gdzieś wyskoczyć. Pojechaliśmy w składzie El@, B@śka, Zenit, Rikardo, Tomek, Mela, @ntek, Pafcio Grzyb i ja do jeszcze jednej dolinki. To był strzał w dziesiątkę. Mela z @ntkiem znaleźli swoje pierwsze w życiu smardze. Pafcio i ja znaleźliśmy też po wynalazku (cicho o tym, bo wylądowały w zagadkach). El@ i B@śka znalazły swoje smardze. Tomek bezbłędnie skłonił żabę i salamandrę do pozowania do zdjęć. Rikardo chodził swoimi ścieżkami, a Zenit focił bez pamięci. Wracając do hotelu po rzeczy spotkaliśmy przy źródełku ekipę Wita. Zamieniliśmy kilka słów, zrobiliśmy kilka zdjęć, Zenit na pożegnanie wręczył mamie Wita smardza zamiast kwiatka.

W końcu po sprawdzeniu czy nic nie zostało i spakowaniu rzeczy do samochodów my też ruszyliśmy do domów. Szkoda, że spotkanie tak szybko minęło, bo może ujawniłoby się jeszcze więcej nowych talentów. Było naprawdę super!

    << powrót
 
  Dołącz do nas
 
 
 
 
 
 
  Sonda
 
 
 
|  e-biuletyn  |  |  mapa strony  |  kontakt  |