Hodowcy nazywają to zjawisko "syndromem pustych uli". Jesienią roje pszczele są zamykane, by przetrwać zimę, na wiosnę ule są puste. Pszczoły nie zginęły, one uciekły. Tichomir Stoiłow z okolic Berkowicy nieopodal granicy z Serbią pokazuje reporterowi telewizyjnemu 25 pustych uli. Mówi, że owady znikły w ciągu jednej doby, zostały wszystkie zapasy, larwy i królowa.
Znikają wszędzie, ale szczególnie w Bułgarii
Według danych Ministerstwa Rolnictwa w północno-zachodniej części kraju w ciągu roku znikło ponad 200 tys. pszczelich rojów. Najpoważniejszym problemem, który nadaje zjawisku prawie mistyczne wymiary, są zniknięcia bez śladu. Weterynarze nie mogą przeprowadzić badań. U nielicznych osobników, które znaleziono, nie stwierdzono żadnych chorób.
Zjawisko to ogarnęło w ostatnich latach Amerykę Północną. W Europie także jest znane, lecz według ekspertów Bułgaria jest najbardziej dotkniętym krajem. - Nie chodzi o nieznane zjawisko, lecz w Europie nie ma analogii do tego, co się dzieje w zachodniej Bułgarii - mówi weterynarz Polina Dejanowa. Jej opinię potwierdza szef związku pszczelarzy Michaił Michaiłow.
UciekajÄ… przez pestycydy?
Jednym z wytłumaczeń pojawienia się "syndromu pustych uli" w Bułgarii może być według weterynarzy fakt, że w kraju nie ma zakazu używania pestycydów zawierających wolną nikotynę, o których wiadomo, że zabijają pszczoły. W Niemczech, Francji i większości innych państw unijnych środek ten jest zakazany.
Pszczelarze z kolei wymieniają wśród przyczyn zanieczyszczenie powietrza, obecność w nim ciężkich metali, telefonię komórkową, nieznane wirusy lub genetycznie zmodyfikowane rośliny. W latach 90. w niektórych regionach północno-zachodniej Bułgarii uprawiano genetycznie zmodyfikowaną soję.
PAP